„Super Natural Every Day: Well-Loved Recipes from My Natural Foods Kitchen” (Ten Speed Press, New York 2011, 265 s.) to druga książka Heidi Swanson, najbardziej znanej z prowadzonego już ponad 10 lat bloga “101 cookbooks”. Blog jest wegetariański, chociaż nie jest to nigdzie na stronie wyraźnie zaznaczone, po prostu prezentowane przepisy są bezmięsne choć rzadko kiedy wegańskie (w książce kwestie wegetarianizmu są bardziej szczegółowo opisane) i prawdopodobnie jest to jeden z najpopularniejszych blogów kulinarny w całym Internecie. Oprócz przepisów zamieszczane są na nim wpisy dotyczące podróży, inspiracji kulinarnych i nie tylko oraz wiele, wysokiej jakości zdjęć często inspirowanych modną obecnie estetyką wabi sabi. Prawdopodobnie większość czytelników 101 cookbooks nie wie, że początki tego bloga są bardzo zbliżone do mojej obecnej blogowej sytuacji – „101 cookbooks” powstało jako miejsce publikowania wpisów związanych z książkami kucharskimi (tutaj dostępny pierwszy wpis Swanson!).
Mieszkająca w San Francisco Swanson korzysta z zalet tej kosmopolitycznej metropolii – w swoich przepisach wykorzystuje wiele etnicznych lub rzadkich lub drogich (lub mających te wszystkie cechy na raz) składników prawdopodobnie dostępnych tylko w kilku miejscach świata i… w tym miejscu mogę swobodnie przejść do wad bloga jak i książki. Wszystko to (łącznie ze stylem pisania) sprawiać może nieco pretensjonalne wrażenie, ewentualnie wrażenie, że pisząca osoba aspiruje do klasy wyższej – kto inny napisałby że mieszka w skromnym sześciopokojowym mieszkaniu
(„modest six-room apartament with three-and-a-half-metre-high ceilings on the second floor of a Victorian apartment in the middle of San Francisco”)
lub zastanawiała się, czy do studia ceramicznego lepiej wstawić kuchenkę czy chłodziarkę do wina. Sądząc jednak po liczbie czytelników bloga, wielu internautów nie podziela jednak takiej opinii. Książka nie jest także wolna od fotograficznej wady bloga – zdjęć jest bardzo dużo, ale wiele nie związanych zupełnie z przepisami (czarno-białe zdjęcie autorki idącej w czarnej sukience przez pole) – blog jest otwartą formą o wręcz nieograniczonej pojemności serwerów, w książce te wysmakowane zdjęcia jednak zabierają miejsce, w którym mogłoby znaleźć się coś bardziej wartościowego dla czytelnika, szczególnie, że książka, jak na książkę kucharską jest dość krótka.
Sama książka składa się z siedmiu rozdziałów poświęconych odpowiednio daniom śniadaniowym, na lunch, na obiad, przekąskom, napojom (w tym alkoholowym), słodyczom i dodatkom (lub przepisom podstawowym, skoro znalazła się tam instrukcja gotowania ryżu, klarowanego masła czy jajek w koszulkach). Przepisy noszą nazwy złożone z głównych składników (np. Granola – żurawina, orzechy włoskie, skórka pomarańczowa), nie ma przynajmniej miejsca na pomyłkę. Przepisy są opisane w przystępny sposób, nie ma w nich większych błędów, jednak w kilku przypadkach miałam wrażenie, że z tych samych składników można przygotować coś w prostszy sposób. Podobne wrażenie odniosłam w przypadku nabiału (sery dodawane są praktycznie do wszystkich przepisów, nie zawsze wydaje mi się to konieczne, zresztą przepisy są wyjątkowo nieprzyjazne dla wegan) czy ilości tłuszczu (dość hojnie dodawany). Dodatkowo większość propozycji dotyczy potraw serwowanych na śniadanie lub ewentualnie przekąskę czy szybki posiłek – nawet propozycje obiadowe, w większości podobne są do lunchowych. I najdziwniejszy element tej historii – w książce, której nawet tytuł świadczy o tym, iż wszystko będzie całkowicie naturalne autorka sugeruje wykorzystanie gotowych ravioli –też bym poleciła takie rozwiązanie, nie każdy ma czas na samodzielne przygotowywanie tak złożonych potraw, jednak dysonans pewien pozostaje.
Czy w takim przypadku mogę polecić książkę? Tak, ale nie dla wegan (nabiał i jaja są prawie we wszystkich przepisach) i osób szukających tanich przepisów. Raczej dla osób doświadczonych w kuchni, ciekawych nowych opcji lub po prostu dla czytelników lubiących ładne, choć niekoniecznie użyteczne, książki. Ta jest starannie wydana , z pięknymi zdjęciami i przepisami (polecam podejrzenie wnętrza książki), które mogą zainspirować do poszukiwania nowych składników lub wypróbowania nowych połączeń smakowych. A zaproponowane przez autorkę przepisy są naprawdę smaczne – łatwo to zbadać samemu, na stronie Swanson jest do ściągnięcia plik pdf z kilkoma przykładowymi przepisami.