Język angielski w tym przypadku jest murem nie do sforsowania – nigdy nie dowiem się, kim jest Eily – to on czy ona? A może to nazwa restauracji czy azjatyckiego baru? Jedno jest pewne, przepis pochodzi z książki „Please don’t feed the bears!” (s. 53) i jest także dostępny (z podglądem prawie całości tego wspaniałego wydawnictwa) na google books. Nie jestem w stanie ocenić na ile przedstawiony przepis jest nadal Pad Thai a na ile generycznym daniem w typie azjatyckiego, przygotowanym z tego co jest aktualnie w lodówce, ale z pewnością zaletą jest szybki czas przygotowania, co nie bez znaczenia jest w upalniejsze letnie dni. Zmniejszyłam ilość oleju sezamowego z 3 Łyżek do 1 łyżeczki (czyli 9-krotnie) i ostrej papryki.
- 2 litry wody
- 350 gramów kiełków fasoli mung, umytych i wysuszonych
- 170 gramów makaronu ryżowego, najlepiej szerokich wstążek
- 3 Łyżki soku z cytryny
- 3 Łyżki ketchupu
- 1 Łyżka brązowego cukru
- ¼ szklanki sosu sojowego (opcja gluten free)
- 1 łyżeczka oleju sezamowego
- 3-4 ząbki czosnku, posiekane
- ¼ łyżeczki płatków ostrej papryki
- 2 szklanki startej na tarce marchewki
- ⅔ szklanki orzechów ziemnych, posiekanych (prażonych bez soli)
- 6-8 dymek, posiekanych
W dużym garnku doprowadzić wodę do wrzenia, wrzucić kiełki i blanszować przez 30 sekund. Wyłowić i pozostawić do odcieknięcia.
Gdy woda ponownie zawrze wrzucić makaron i gotować zgodnie z instrukcją na opakowaniu, jednak uważając, by makaron pozostał zwarty.
Gdy makaron będzie się gotował, w małej misce wymieszać sok z cytryny z ketchupem, cukrem i sosem sojowym.
Olej rozgrzać na dużej patelni. Dodać czosnek i paprykę i smażyć je kilka sekund.
Dodać marchewkę i smażyć 1 minutę.
Dodać przygotowany w miseczce sos i dokładnie wymieszać.
Dodać kiełki i ugotowany makaron, ponownie wymieszać.
Dodać orzeszki ziemne i dymkę, wymieszać.
Podawać.
4 porcje
Z pad thai jak z pierogami, każdy robi po swojemu. Grunt żeby w sosie pomieszać trzy smaki no i żeby makaron był ryżowy. W Tajlandii robią to bardziej brutalnie, sypią garść cukru, leją ocet i sos sojowy. Nie bawią się w tak wyszukane sosy :)
Boskie! Strasznie się cieszę, że znalazłam ten blog, pozwolę sobie troszkę poczerpać inspiracji przy gotowaniu!
Pad thai dzięki tej intensywnej „trójsmakowości” kwaśny-ostry-słodki o której pisze Wegańskie Wesele jest świetny chyba w każdej postaci :)
Choć sam jestem przyzwyczajony do wersji mięsożernej z krewetkami i kurczakiem, to widziałem, że wielu wegetarian robi wersję z tofu jako dodatkowym źródłem białka. Polecam również trochę przeprażyć orzeszki ziemne – niebo w gębie.
W każdej jednak wersji gorąco polecam wszystkim amatorom kuchni tajskiej :)